Zaniedbuje bloga, wiem ale bezgranicznie oddalam sie urzadzaniu naszego mieszkania.

Szyje zaslony, poduszki, w grudniu malowalismy ragaly a prucz tego zwyczajny rytm — praca, dom I nasze coraz ciekawsze zycie towarzyskie. Czas tak strasznie szybko mi biegnie I ciagle mi go na cos brakuje. A wszystko rozpedzilo sie listopadzie, kiedy lokalna galeria przyznala nam miejsce na scianie I postanowilismy sprobowac sprzedawac nasze zdjecia. Przygotowanie wystawy zajelo nam pol listopada I pierwszy tydzien grudnia. Wszystkie wieczory I weekendy spedzalismy tnac paspartu, oprawiajac zdjecia I przygotowujac skromna dekoracje naszej sciany — Koliba. Koliba ruszyla pierwszego grudnia I niestety nie prosperuje zbyt dobrze, do tej pory sprzedalismy tylk jedno zdjecie. Wiec jak na razie zainwestowalimsy w Kolibe troche pieniedzy i mnostwo czasu a w zamian pozostaje nam jedynie satysfakcja, ze nasze zdjecia wisza w jednej z bardziej znanych galerii w centrum miasta. Pozniej ruszylismy ostro z przygotowaniami swiatecznymi. Ja jak to moja mama mowi umiem sobie narobic roboty. Wymyslilismy sobie regal na ksiazki I dwa male regaly na plyty kompaktowe. A ze nasze potrzeby ciagle sa wieksze niz dostepne fundusze kupilismy meble z surowego drewna I sami postanowilismy je pomalowac. Gary niestety bardzo szybko odpadl z calej imprezy bo po kazdym malowaniu dostawal strasznych bolow glowy. Zostalam wiec sama z trzema regalami, ktore malowalam w lazience, bo niestety bylo juz za zimno zeby malowac na balkonie. W lazience miescil sie tylko jeden, wiec malowalam je kolejno, warstwa po warstwie (2 do czterech warstw koloru i po trzy warstwy lakieru bezbarwnego), dzien po dniu, bo farba musiala schnac przynajmniej 4 godziny. Wracalismy wiec z pracy, Gary zabieral sie za gotowanie a ja za malowanie i tak w kolko przez trzy tygodnie a w miedzyczasie przygotowalismy swieta z gruntownym sprzataniem, pieczeniem i gotowaniem — dokladnie tak jak w domu. Teraz zabralam sie za okna. Szukalam karniszy, wieszlam polskie firanki, ktore mama przyslala nam na gwiazdke. Szyje zaslony i poszewki na poduszki pod kolor — generalnie znowu narobilam sobie roboty.

Faktycznie to wszystko pochlania mi mnustwo czasu i wieczorami przewaznie padam zmeczona do lozka. Ale warto, po pierwsze swieta byly bardzo udane, i my, i nasi goscie milo spedzilismy czas, po drugie to wszystko bardzo mnie cieszy i pochlania, planuje, kombinuje, szukam okazji po miescie no i przede wszystkim nasze mieszkanko wyglada coraz przytulniej. Obydwje stwierdzilimy, ze powoli zaczynamy myslec o tym mieszkaniu jak o naszym domu. No a dzisiaj przychodzi do nas Kuba z rodzina. Kube poznalam w lokalnym rosyjskim sklepie, jest Polakiem, mieszka w Asheville juz kilka lat. Dzisiaj przychodzi ze swoja rodzina na kolacje. Jestesmy bardzo ciekawi i zony, ktora jest Blugarka i dzieciakow, ktore wychowuja sie w trzyjezycznej rodzinie.