Nie mamy jeszcze rowerow ale probujemy utrzymac forme. Staramy sie codziennie plywac. W niewilkim kompleksie kondominiow, gdzie mieszkaja rodzice Garego jest niewielki basen do dyspozycji mieszkancow. Nie jest duzy, ok. 10 m dlugosci. Dla mnie wystarczy, plywam dookola az do utraty tchu. Gary mowi na niego duza wanna, ale on to troche inna klasa plywania. Te jego motylki, „flipy” i „flapy” faktycznie maja tam troche ciasno.
W ostatnia niedziele mielismy prawdziwa uczte wodna. Przyjaciele rodzicow maja ogromna lodz, wlasciwie takie male mieszkanie na wodzie. Procz tego motorowke i mnostwo roznych zabawek do uprawianie sportow wodnych. W trzy rodziny zapakowalismy sie na lodz w niedziele po obiedzie. Znalezlismy spokojna zatoke, gdzie nie bylo ludzi i „zarzucilismy kotwice” (czyt. przywiazalismy lodz do drzewa). To bylo istne szalensto. Gary wreszcie mial tyle wody ile lubi, ja odwazylam sie zjezdzac z gornego pokladu na glowke do wody, no i najwazniejsze po raz pierwszy w zyciu jezdzilam na nartach wodnych. Niesamowite przezycie ale bardzo wyczerpujace, dzis jeszcze czuje bole miesni a nie jezdzilam dluzej jak 10-15 minut. Najpierw mialam okazje ogladac wyczyny Aleksandra, syna wlascicieli. On jezdzi na desce i robi rozmaite akrobacje, juz prawie wychodzi mu obrot o 180 st. Pozniej Gary zalozyl narty, podobno latwiej sie na nich jezdzi niz na desce.
Bacznie obserwowalam jak wyglada start na dwoch deskach, to poderwanie sie z wody wydawalo mi sie najtrudniejsze. Ellen, ktora byla wczesniej instruktorka, udzielila mi krotkich wskazowek jak nalezy zachowywac sie w wodzie. Wskoczylam do wody, wrzucili mi narty, krotka szamotanina, zeby je zalozyc, lina juz lezala obok mnie i wszyscy czekali az przyjme wlasciwa pozycje. Siedzialam skulona w wodzie, kolana pod broda, rece wyprostowane, czubki nart wystaja z przodu z wody. Jak juz bylam gotowa to lekko drzacym glosem cicho powiedzialam „hit it” — uslyszeli i motorowka ruszyla. Wstalam za pierszym razem. Podobno udaje sie to 10 % poczatkujacych, czyli nie jest z moja forma i koordynacja tak zle. Najtrudniejsze dla mnie byly jednak zakrtety. Jak lodka zaczynala skrecac moja naturajna obrona bylo podciagniecie sie na linie, wtedy od razu ladowalam w wodzie i caly start zaczynal sie od poczatku. Niesamowity sport ale tak jak mowilam, niewyobrazalnie wyczerpujacy. Po kilkunastu minutach mialam rece i nogi jak z waty a miesnie bola mnie do dzisiaj. Nie mam niestety zdjec, Gary robil zdjecia analogowym, wiec musimy poczekac az skonczymy film.
No to niezle wam tam idzie. Widze Kinga że Stany szturmem podbijasz. Na wodzie sprobuj jeszcze na detce za motorówkÄ… pojezdzic. To jest dopiero frajda. Wtedy zakrety sa genialne. U nas wszystko po staremu. W ta sobote impreza imieninowa no i rocznicowa (Kaski i Piotka). Troche Skalniakow ma byc. Czekam jak na ratunek na urlop w sierpniu. Wybieramy sie do niemiec nad jez. bodenskie a potem do kolonii na zjazd mlodziezy, no bo ciagle jestes mlodzi …. Pozdrowionka prosto z Krakowa
Anka
Ps. Na imprezie u Was supcio bylo. Marysia i Andrzej cala droge do domu spiewali w samochodzie …
KinguÅ›, jestem z Ciebie dumna!:) woda to mój żywioÅ‚, kiedyÅ› bardzo chciaÅ‚am zamieszkać na barce (byÅ‚ taki serial w tv;))) dziÅ› też bym spróbowaÅ‚a takiego życia ale na 100% nie ustaÅ‚abym na tych nartach, na bank hehehe. może popróbujÄ™ w tym roku motorówki (znajomy zrobiÅ‚ patent sternika na sprzÄ™t motorowodny(?)) ale w ogóle to kajak i żagle…wiesz ciche, romantyczne hehe – moje pelasiowe;)